poniedziałek, 8 czerwca 2020

Niesamowita historia z Przemyślem w tle


W tym roku obchodzimy 100 rocznicę Bitwy Warszawskiej, jednej z największych zwycięstw oręża polskiego w historii, a zarazem rocznicę wojny polsko – bolszewickiej zakończonej Traktatem Ryskim. Wojna ta jest niestety mało znaną w powszechnej świadomości Polaków z dwóch podstawowych powodów.
Po pierwsze  przez lata socjalizmu w Polsce nie można było o niej nauczać, a ówczesna władza dokładała wszelkich starań, aby pamięć o tej wiktorii nad komunizmem była skutecznie zacierana. Po drugie dzisiejszy system nauczania historii także pozostawia wiele do życzenia spłycając cały temat wojny do samej Bitwy Warszawskiej i urastającego niemal do mitu sojuszu wojskowego Piłsudski – Petlura, dowodzącego 3 000 żołnierzy ukraińskich zapominając jednocześnie, że w tej wojnie po stronie polskiej walczyło ponad 20 000 Rosjan, Kozaków i Białorusinów.  Jest jeszcze wiele innych powodów dlaczego ten temat, tak niezwykle złożony i ciekawy jest zarazem tak mało znany, ale nie o tym miał być ten tekst. 


Podczas prowadzonej kwerendy archiwalnej dążącej do odtworzenia cmentarza wojennego z czasów Wielkiej Wojny przy ul. Przemysława kolega Marek Szymański – Członek Przemyskiego Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej X D.O.K. natknął się na spisy poległych polskich żołnierzy z lat 1918-1920 spoczywających na tym cmentarzu. Wśród wielu dokumentów są także spisy żołnierzy ukraińskich, jeńców bolszewickich, ukraińskich pochowanych między polskimi żołnierzami oraz rosyjskich żołnierzy Armii Ochotniczej gen. Denikina. I to właśnie im chciałbym poświęcić niniejszy tekst.

Po zetknięciu się ze spisami poległych tych żołnierzy powstało pytanie. Skąd w Przemyślu wzięli się kozacy gen. Denikina? Armii Ochotniczej formowanej m.in. na Kaukazie.  Zadaliśmy to pytanie naszym zaprzyjaźnionym rekonstruktorom z Rosji i już po kilku dniach nadesłali wiele źródeł, które były rozwiązaniem tej zagadki. Historia dotarcia tych Białych Rosjan do Przemyśla jest tak niesamowita, że nadaje się na scenariusz do dramatu wojennego.


Po zwycięskich walkach przeciwko bolszewikom  front polski w końcu 1919 na całej swej długości przebiegał w sposób następujący: Uszyca (lewy dopływ Dniestru) – PłoskirówSłucz (prawy dopływ Prypeci) – Uborć (prawy dopływ Prypeci) – Ptycz (lewy dopływ Prypeci), a dalej na północ przez Bobrujsk, wzdłuż Berezyny, a następnie przez Lepel i Połock do Dyneburga.  Na północnym skrzydle wojska polskie nawiązały łączność z wojskami łotewskimi. W styczniu 1920 Wojsko Polskie zdobyło Dyneburg, który przekazano Łotwie.
 
Tymczasem końcem 1919 roku pod Orłem po zwycięskim pochodzie została rozbita przez bolszewików Armia Ochotnicza gen. Denikina i zmuszona do wycofania za Don. Część sił gen. Denikina w postaci wojsk Obwodu Kijowskiego została odcięta od głównych sił gen. Antona Denikina. 
11 stycznia 1920 wojska Frontu Południowo-Zachodniego czerwonych pod dowództwem Aleksandra Iljicza Jegorowa rozpoczęły operację Odeską. Wojska Noworosyjskiego obwodu WSIUR wycofały się, a 23 stycznia stało się jasne, że zajęcie Odessy przez bolszewików jest kwestią kilku dni. W tych warunkach dowódca wojsk Obwodu Kijowskiego Generał Porucznik Nikołaj Emiliewicz Bredow otrzymał rozkaz objęcia dowództwa i zarządzania „pod każdym względem wszystkimi wojskami, instytucjami i zarządami znajdującymi się w rejonie Odessy". Szybkie postępy wojsk bolszewickich zmusiły gen. Bredowa to wycofywania się całością sił w kierunku granicy z Rumunią nad Dniestrem. Ten wariant był też poparty przez brytyjską misję wojskową w tym kraju. W Tyraspolu Naddniestrzańskim do oddziału Bredowa dołączył oddział kolonistów niemieckich, oddział "Ocalenia Ojczyzny", część garnizonu Odessy i okolic, oddziały Straży Granicznej i policyjnej oraz do 3000 uchodźców. Problemem była rozszerzająca się epidemia tyfusu, do końca stycznia w oddziale było do 2000 chorych. Jednak rząd rumuński nie tylko nie otworzył granicy nawet dla rannych i chorych, ale także nakazał swoim strażnikom granicznym przeciąć lód wzdłuż brzegu Dniestru, a do przeprawiających się Rosjan prowadzić ogień artyleryjski... 
Naciskany przez bolszewików gen. Bredow wydał w nocy 30 stycznia rozkaz przemieszczania się wzdłuż Dniestru na północ - by przedostać się do zajętego przez Polaków Podola lub Galicji. Rozpoczęło się bezprecedensowe i jedyne w dziejach wojny domowej w Rosji 400 kilometrowe zimowe przejście przez górskie bezdroża żołnierzy i cywilów w tym kobiet i dzieci pod ciągłą presją Armii Czerwonej.
W trwającym 14 dni marszu wzięło udział około 30 000 ludzi,  w tym 20 tysięcy żołnierzy, a w tej liczbie 4 000 chorych, 500 rannych, 350 uchodźców i 330 rodzin oficerskich – kobiet i dzieci. Faktycznie była to armia choć bez oficjalnego statusu.  Poruszano się 4 kolumnami zabezpieczonymi na tyłach i flankach jednostkami wojskowymi. 
"O Polakach pisał później szef sztabu oddziału Generał Porucznik Borys Aleksandrowicz Sztejfon - mieliśmy skąpe informacje. Wiedzieliśmy, że oni też walczyli z bolszewikami, ale nie wiedzieliśmy nawet, gdzie jest ich front i czy teraz walczą?..." 


12 lutego zwiadowcy białych poinformowali, że weszli w kontakt z wojskami polskimi, których sztab znajdował się w Podolskiej Nowej Uszycy. Gen. F. Krajewski zażądał od Bredowa przejścia w strefę neutralną, ale 17 lutego w Słodkowcach, w obecności osobistego adiutanta Marszałka Piłsudskiego rotmistrza księcia Stanisława Radziwiłła i przedstawiciela kozaków, których było bardzo dużo w oddziale, rozpoczęła się dyskusja nad warunkami przyjmowania bredowców przez Polaków. Chorych na tyfus postanowiono tymczasowo umieścić we wsiach zwiększając liczebność personelu medycznego i zapewniając niezbędne leki. Polacy postawili też warunek odkupu koni, których było do 10 000 sztuk za 3000 marek od konia. Bredowcy musieli się zgodzić...Poza tym oficerowie zachowali prawo do noszenia broni osobistej, a cała pozostała broń kozaków miała być zgromadzona w magazynach. Strona polska zobowiązała się do pomocy przy przetransportowaniu oddziałów oraz rodzin na tereny opanowane przez oddziały Armii Ochotniczej gen. Denikina. 

Przy minimalnych stratach własnych gen. Bredow uratował od pewnej śmierci niemal 30 000  istnień ludzkich.

Ostatecznie wszystkie oddziały Bredowa internowano w Polsce, w obozach Pikulice, Dębie, Strzałkowo i Aleksandrów Kujawski. Początkowo przeznaczono dla nich pierwsze trzy, przy czym z Dębi i Pikulic wywieziono w tym celu bolszewików i Ukraińców, a w Strzałkowie czerwoni zostali oddzieleni drutami kolczastymi na oddzielnej części obozu.
Mimo początkowych ustaleń niektórzy polscy komendanci obozów zastosowali wobec bredowców reżim ustalony dla jeńców wojennych - co zmusiło Bredowa do udania się z wizytą do wiceministra wojny gen. Kazimierza Sosnkowskiego. Sosnkowski wywarł na delegacji rosyjskiej bardzo korzystne wrażenie jako osoba świadoma wszystkich problemów oddziału Bredowa. Gen. Sosnkowski bezzwłocznie podpisał instrukcję, zgodnie z którą bredowcy nie mieli statusu  jeńców wojennych tylko internowanych oraz mieli być bezwzględnie oddzieleni od bolszewików i Ukraińców. Rosyjskie jednostki miały prawo zachować swój wewnętrzny porządek, własne dowództwo, przygotowywać posiłki z produktów otrzymywanych od komendantów obozów itp. 

Kwestia wysłania żołnierzy gen. Bredowa na Krym była trudna do rozwiązania. Dowództwo Polskie rozpoczęło działalność na rzecz wydzielenia z oddziału rosyjskiego osób innych narodowości przez co  oddział liczebnie się topił. W kwietniu wyjechała grupa Łotyszy z generałem Bernisem, do wyjazdu przygotowywały się grupy Bułgarów, Węgrów i innych. Ukraińcy zdjęli rosyjskie kokardy i naramienniki i przydzielono ich do osobnego baraku ogrodzonego drutem. W maju rozpoczęła się ucieczka z obozów oficerów i żołnierzy dysponujących pieniędzmi i dokumentami uchodźców.
W Pikulicach w maju 1920 roku podjęto decyzje, że wszystkie kobiety i dzieci pochodzące z Kijowa Polacy mogli wysłać do ojczyzny. 

Praktyczne przygotowania do wysłania "oddzielnej Rosyjskiej Armii Ochotniczej" na Krym rozpoczęły się rozkazem Bredowa z 10 czerwca nr 26 o zwolnieniu ze służby i usunięciu z szeregów armii tych, którzy nie chcą wrócić (z możliwością  udzielania im statusu przysługującego uchodźcom cywilnym. Wszyscy pozostali w Polsce mieli zostać skierowanii pod opiekę Komitetu Rosyjskiego.

23 czerwca 1920 roku dowódcy jednostek rosyjskich otrzymali rozkaz Bredowa o przeniesieniu jednostek na Krym przez Rumunię. Transporcie nie podlegały rodziny oficerskie oraz cały element niezdolny do służby  (chorzy, ranni, niezdolni do służby w wojsku, oraz wszyscy uchodźcy)", a także wszyscy zwolnieni ze służby na własną prośbę. Polskie dowództwo zobowiązało się do zapewnienia pomocy w każdym oddziale  w postaci lekarza i 5 sanitariuszy oraz zaopatrzenia w leki; na dodatkowe koszty utrzymania każdemu dowódcy oddziału wydawano zaliczkę w wysokości 9000 marek polskich i około 150 000 marek polskich w walucie obcej. Dla zapewnienia bezpieczeństwa i powrotu eszelonu do Polski w każdym wagonie jechała polska załoga (oficer i 8 żołnierzy). 29 lipca polskie dowództwo przeznaczyło jako żołd po 100 marek miesięcznie oficerom i po 60 pfennigów dziennie-żołnierzom. Szczególnie potrzebujący ubioru otrzymali ją od Amerykańskiego Czerwonego Krzyża przez Rosyjski Czerwony Krzyż.

Wraz z rozpoczęciem wysyłania eszelonów, w połowie lipca, wszystkim osobom, które przybyły z Bredowem do Polski i nie chciały jechać na Krym, obiecano status uchodźcy. Komendanci obozów przygotowali dla nich pomieszczenia tymczasowe, zezwolili na swobodne przemieszczanie się i byli gotowi wydać dokumenty uchodźcze i zezwolenia na otrzymanie bezpłatnego biletu do miejsca stałego zamieszkania...

31 lipca Bredow wyjechał z głównym eszelonem z Warszawy na Krym, mianując szefa sztabu armii swoim zastępcą do czasu zakończenia ewakuacji. Pozostali w Polsce pod opieką polskiego dowództwa skupili się w obozie w Dębie, opiekę nad ich urządzeniem powierzono przedstawicielowi WP pułkownikowi Dolińskiemu, który otrzymał 1 milion polskich marek na utrzymanie chorych i wydawanie świadczeń. 

Pod koniec lipca w obliczu zagrożenia ze strony wojsk bolszewickich rozpoczęła się ewakuacja polskich instytucji państwowych i placówek dyplomatycznych z Warszawy do Poznania. Magazyny broni i mienia Armii Bredowa znalazły się na terenie zajmowanym przez nacierających bolszewików. 11 sierpnia Sztejfon wysłał do ministra wojny Sosnkowskiego telegram z prośbą o przyspieszenie wysyłania eszelonów i zapewnienie wysłania kubańskiego pułku kozackiego ze składu 1 Armii konnej S. M. Budionnego, który poddał się Polakom, nie chcąc walczyć po stronie czerwonych. Kwestie te minister zdołał rozwiązać w ciągu dwóch dni. 17 sierpnia ostatni eszelon bredowski przybył do Przemyśla, gdzie zatrzymał się na dwa tygodnie: komunikacja Przemyśl-Stanisławów do końca sierpnia została przerwana wskutek przełamania przez czerwonych kozaków W. M. Primakowa do Karpat
i groźby ewakuacji Przemyśla. Dopiero 2 września eszelon ten opuścił Przemyśl i udał się do Rumunii. Łącznie w ciągu miesiąca ewakuowano około 12 500 osób.

Od kwietnia 1920 przywódcy opozycji Rosyjskiej opracowywali projekty wykorzystania wojsk
gen. Bredowa na froncie radziecko-polskim. W okresie decydujących walk pod Warszawą Bredow proponował Polakom wykorzystanie jego sił na froncie w rejonie Wilna, ale otrzymał odmowę: Niestety strona polska z uprzedzeniem traktowała kontyngent podporządkowany Denikinowi i Wrangelowi.

W historii białego ruchu wędrówka Bredowa stała się jedną z najbardziej bohaterskich kart. Zdaniem Steifona historia kampanii jest szczególnie interesująca "tymi różnorodnymi, bardzo złożonymi oddziaływaniami, jakie miała na nią "realna Polityka" różnych państw europejskich: Anglii, Francji, Polski, oraz pracą dyplomatów Czechosłowacji, Serbii, Bułgarii, Turcji".
25 lutego 1922 roku rozkazem Nr. 206 Głównodowodzący Armią Rosyjską gen. Wrangel ustanowił odznaczenie - krzyż dla uczestników marszu gen. Bredowa. 
Sam gen. Bredow w 1920 roku emigrował do Bułgarii gdzie mieszkał do 1944 roku. Aresztowany w listopadzie 1944 roku przez oddział SMIERSZ przekazany został jugosłowiańskiemu kontrwywiadowi.  Tutaj ślad po nim się urywa.

Jak wskazują dokumenty archiwalne żołnierze armii gen. Denikina chowani byli na dwóch cmentarzach. Jeden z nich to cmentarz przy ul. Przemysława zaś drugi to cmentarz przy ul. Pikulickiej dokładnie tam gdzie znajduje się …wojenny cmentarz żołnierzy ukraińskich. 

Wsród kozaków Bredowa spoczywa także pułkownik tej armii Aleksander Sokołowskij, Jak mówi jego karta urodzony w 1866 roku w Nikołajew Chersoń , prawosławny, Rosjanin,  zmarły 7.04.1920 roku na tyfus plamisty i pochowany na cmentarzu przy ul. Przemysława.  Niestety nie zachował się numer pola i grobu.  Przy niektórych zmarłych są oznaczenia pól 13, 19, 20. Te dwa ostatnie to pola gdzie spoczywają także polscy żołnierze.



Dzięki pomocy naszych rosyjskich przyjaciół trafiliśmy na kartę pułkownika Aleksandra Feliksowicza Sokołowskiego ur. 4 listopada 1866 roku,  oficera armii carskiej, uczestnika wojny japońsko – rosyjskiej, ojca trójki dzieci mieszkającego po 1905 roku w Nikołajewie. Ostatnia korespondencja z rodziną urywa się w grudniu 1917 roku w ogarnianej przez bolszewicką, krwawą rewolucją Rosji. Żona dociera do Odessy tylko z jednym dzieckiem. Dalsze losy pułkownika Sokołowskiego nie są znane.
Czyżby udało się nam dopisać brakującą kartę jego życia? Według najnowszych ustaleń 124 żołnierzy gen. Bredowa pochowanych zostało na odkrytym ostatnio cmentarzu wojennym przy ul. Kasztanowej w Przemyślu oraz co najmniej kilku na cmentarzu wojennym na Zasaniu.


Serdecznie dziękuję mojemu przyjacielowi Michałowi za pomoc w skompletowaniu i tłumaczeniu materiałów. 

Foto Gen. Nikolaj Emiliewicz Bredow  
Mirosław Majkowski 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz